Nieczęsto początek powieści zaczyna się od śmierci głównego bohatera. W przypadku Modyfikowanego węgla jest to jednak dopiero przedsmak całej historii. By to zrozumieć warto zagłębić się najpierw w otaczający historię świat.

Mamy XXVI wiek. Czasy, gdy Ziemia skolonizowała wiele innych planet leżących daleko poza układem słonecznym. Nauczono się również zapisywać i przenosić duszę do nowych „powłok” fizycznych zyskując dzięki temu de facto nieśmiertelność. Jest to wizja zarówno piękna jak i przerażająca – kto jest biedny pozostanie biednym (a w przypadku uszkodzenia powłoki nie stać go będzie na wykup nowej i przez długi czas może pozostać w tzw przechowalni), a kto jest bogaty, ten tak na prawdę zaczyna sprawować władzę absolutną (bo nie ukrywajmy, światem od zawsze rządził pieniądz, a fakt nieśmiertelności jeszcze to pogłębił). Jest to świat, gdzie różnice społeczne jeszcze bardziej się pogłębiły, a względy religijne mają jeszcze większy wydźwięk (bo przecież mowa o duszy, która skoro jest nieśmiertelna do raju tak szybko nie trafi). Ludzkość nie dysponuje jednak nadal żadną metodą szybkich podróży więc przesył świadomości był tutaj najlepszym sposobem (choć nie idealnym) – bo gdy liczy się czas i trzeba stłumić bunt zagrażający imperium ziemskiemu jest to nie lada wyzwanie. Odpowiedzią na to był Korpus Emisariuszy – legendarnej jednostki żołnierzy przeszkolonych do regularnego przesyłania świadomości i dostosowywania się jak najszybciej do nowych warunków pozwalających im na sprawną walkę. Głównym bohaterem jest właśnie jeden z byłych ich członków – Takeshi Kovacs.

 Kovacs po swojej śmierci zostaje przeniesiony na Ziemię, gdzie zyskuje nową powłokę (notabene nie zawsze lubianej osoby, ale nie będę spoilował kogo bo jest to elementem fabuły) i ma działać na zlecenie jednego z najbogatszych ludzi. Musi rozwiązać zagadkę jego zagadkowej śmierci – nie ma jej jakichkolwiek zapisów i policja pomimo sprzecznych dowodów uznaje to za samobójstwo. Mamy tu do czynienia ze skomplikowanym i ciągle trzymającym w napięciu śledztwem, gdzie odpowiedzi rodzą coraz więcej pytań i wątpliwości, a sam jego finał oraz końcowa akcja wygląda jak z najlepszego filmu kina akcji.

Richard Morgan stworzył tu brutalną wielopoziomową intrygę łącząc cyberpunk z brudnym kryminałem, gdzie nigdy tak do końca nie wiesz co się za chwilę wydarzy. Zwroty akcji, brutalność czy sceny erotyczne budują tutaj świat na tyle niesamowity, że ma się ochotę książkę przeczytać od deski do deski podczas jednego wieczoru. Warto tutaj dodać, że jeżeli ktokolwiek oglądał serial to nijak się on ma do fabuły w książce – owszem, część postaci jest ta sama, jednak przebieg i wyniki śledztwa bardzo się różnią. Gdybym miał wybierać, wybrał bym wersję papierową. Choć z punktu widzenia mojego ciężko było pogodzić obowiązki z niecierpliwym czekaniem na chwilę wolnego czasu, by ponownie wskoczyć w wir wydarzeń. Dobrze, że książka doczekała się kontynuacji bo inaczej czuło by się niedosyt.