„Nazywam się Stephen Leeds i jestem całkowicie zdrowy na umyśle. Z kolei moje halucynacje są zupełnie szalone”.
Pierwsze słowa wypowiadane w książce mówią od razu wiele o tym, z kim mamy do czynienia. Stephen jest geniuszem o niesamowitych umiejętnościach. Potrafi opanować dowolną umiejętność, zawód czy dziedzinę sztuki w kilka godzin. Niestety ma to swoją cenę. Każda ta nowa dziedzina wiedzy tworzy w jego umyśle nowych wyobrażonych ludzi – nazywanych aspektami – by zachować wszystkie informacje. Dokądkolwiek nie pójdzie towarzyszy mu drużyna („Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”) kilku takich aspektów potrafiących doradzać, interpretować, objaśniać. Niestety nie robią tego za darmo – każdy z nich żyje własnym życiem i umysł staje się coraz bardziej zatłoczony. Można wysnuć tutaj wniosek, że jego umysł po prostu nie radził sobie z tak wielką ilością informacji więc je rozłożył na wiele urojonych bytów. Jeszcze zabawniejszy wydaje się fakt, że jego urojenia mają czasem własne urojenia.
Normalny szaleniec
Gdyby na to spojrzeć z boku, Leeds wydaje się całkiem normalnym facetem – bo to w sumie jego aspekty są szalone. Inna sprawa, że gada często do siebie co z punktu widzenia innych ludzi normalnym już nie jest. Na szczęście (choć czasem może i nie?) nie przejmują one kontroli nad jego ciałem, a działają niezależnie. Specjaliści są bezradni bo jest on jedynym tego typu przypadkiem ale chętnie położyli by rękę na wynikach badań. Za to zleceniodawcy…
Zatrudnię szaleńca od zaraz
Kto z nas nie chciał by zatrudnić genialnego detektywa, który dysponuje ogromnym wachlarzem umiejętności, którymi posługuje się jak bazą danych dostępną od ręki. Jedna z tajemniczych firm wynajmując go do odzyskania skradzionego sprzętu pomyślała podobnie. Jednak i przedmiot poszukiwań normalnym nie jest – ma poszukać aparatu, który podobno może robić zdjęcia przeszłości. Zmusza to naszego bohatera do udania się na drugi koniec świata i walki z terrorystami. To co tam odkryje może podważyć nie tylko fundamenty trzech najważniejszych religii ale także dać wskazówkę zrozumienia samego siebie.
Szaleństwo w dwóch aktach
W Polsce całość została wydana w dwóch osobnych tomach (drugi omówię nieco później, czasem są to osobne „tomy”, a wręcz tomiki, a ostatnia edycja posiada obie w jednym zestawieniu). Spowodowało to, że po przeczytaniu pierwszego człowiek czuł lekki niedosyt (nieco ponad 200 stron liczą oba co jednak jak na obecne standardy nie za wiele). Szczególnie, że styl pisana autora powoduje, że książkę się wręcz pochłania. Do tego połączenie kryminału i choćby częściowo zagadnień sci-fi wypadło tutaj przyjemnie.
Jest to w sumie moje pierwsze spotkanie z czymkolwiek od Brandona Sandersona ale już teraz wiem, że nie ostatnie. Jeżeli sami szukacie czegoś na jeden dwa wieczory do poduszki po codziennej walce w ciągu dnia to będzie całkiem rozsądny wybór (o ile nie będziecie mieć wręcz za mało jak ja).